Wpisy archiwalne Listopad, 2014, strona 1 | Ziutoslaw.bikestats.pl

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ziutoslaw z miasteczka Osiedle Niewiadów. Mam przejechane 3630.58 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.59 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Ziutoslaw.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:61.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:04:00
Średnia prędkość:15.25 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:61.00 km i 4h 00m
Więcej statystyk
  • DST 61.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 15.25km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ewangelickie reminiscencje

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 24.03.2015 | Komentarze 0

Pozostając pod wpływem funeralnej atmosfery święta Wszystkich Świętych, wybrałem się w kolejne święto czyli Dzień Niepodległości na wycieczkę, którą planowałem już od dawna. Celem mojej podróży były cmentarze ewangelickie (a właściwie ich pozostałości) występujące obficie w niedalekiej okolicy mojego miejsca zamieszkania. W samej tylko gminie Ujazd takie obiekty można znaleźć w miejscowościach: Aleksandrów, Ciosny, Lipianki, Łączkowice i Wykno. Granice gminy wydały mi się jednak zdecydowanie za ciasne dla moich rozległych horyzontów, dlatego postanowiłem odwiedzić położone nieco dalej i zachowane w lepszym stanie nekropolie w Albertowie, Mikołajowie i Łaznowskiej Woli. Przejeżdżając przez Wykno, ominąłem tamtejszy cmentarz ze względu na to, iż byłem tam już niejednokrotnie (a dokładnie dwukrotnie) i udałem się prosto do Albertowa. Tamtejszy cmentarz zamierzałem odwiedzić podczas sierpniowej wycieczki w te rejony, lecz na skutek nienależytego researchu nie udało mi się go wówczas odnaleźć. Tym razem doskonale wiedziałem, gdzie szukać, więc szybko obrałem odpowiedni azymut i bezbłędnie trafiłem na miejsce. Listopad, jak sama nazwa wskazuje, charakteryzuje się tym, że na ziemi leży dużo opadłego listowia, co zwłaszcza w Mikołajowie mocno utrudniało mi odnajdywanie tablic nagrobnych. Nie przeszkodziło mi to natomiast w obserwacji oryginalnego ogrodzenia obu cmentarzy składającego się z luźno ułożonych na ziemi sporej wielkości kamieni. Takie ogrodzenie mogłoby sforsować nawet raczkujące dziecko, dlatego zdziwiła mnie obecność w Mikołajowie murowanych słupów po bramie wjazdowej. Ale jeszcze wiele rzeczy miało mnie tego dnia zdziwić. Na kolejne natrafiłem w Koluszkach, gdzie miałem w planach przyjrzenie się dwóm zabytkom techniki: pompie strażackiej stojącej przed remizą i lokomotywie ustawionej nie wiedzieć czemu przed jednym z kościołów. Jak się wkrótce okazało pompa zniknęła w nieznanych mi okolicznościach i pozostał po niej tylko pusty cokół z wystającymi drutami, natomiast lokomotywa stała na swoim osobliwym miejscu, czego można się było spodziewać, wziąwszy pod uwagę fakt, iż jej przemieszczenie nastręczałoby nieco większych trudności. Z Koluszek udałem się do Łaznowskiej Woli, by odwiedzić ostatni cmentarz na mojej trasie. Według autora strony http://www.cmentarzeewangelickie-lodzkie.pl jest to zdecydowanie największy z wiejskich cmentarzy ewangelickich województwa łódzkiego, a na jego terenie znajdują się interesujące przykłady tablic inskrypcyjnych. Ale tu pojawił się problem, ponieważ zwiedzenie go okazało się dla mnie niewykonalne. Mimo usilnych poszukiwań nie odnalazłem żadnej prowadzącej do niego przejezdnej drogi, a pola wokół niego wyglądały na świeżo zaorane, co uniemożliwiało przejazd. Próbowałem przedostać się przez czyjeś podwórko z niewiadomych przyczyn nieposiadające ogrodzenia, choćby takiego z luźno ułożonych na ziemi kamieni, lecz dalej zatrzymały mnie krzaki i bryły zaoranej gleby. Sytuację utrudniało to, że w miejscowości aż roi się od awanturniczych przedstawicieli psiego rodu (czyli mówiąc wprost - suczych synów). Jeden z nich, widząc z daleka, że nadjeżdżam, schował się za samochodem i w momencie, gdy przejeżdżałem obok, wyskoczył zza niego, wściekle ujadając i prezentując przy tym pełen garnitur uzębienia. Liczył prawdopodobnie na to, że wywoła u mnie popłoch i dezorientację, lecz nie przewidział tego, że nie z takimi przeciwnikami przychodziło mi już się mierzyć. Poczułem zastrzyk adrenaliny, czyli hormonu walki i ucieczki. Z tych dwóch zaproponowanych mi opcji wybrałem jak zwykle tę drugą. W ten sposób uniknąłem bliższego kontaktu z jamą gębową czworonoga, opuściłem pośpiesznie niegościnną wieś i wyruszyłem w drogę powrotną.

Pochylone drzewo w lesie
Pochylone drzewo w lesie © Ziutoslaw

Cmentarz ewangelicki w Albertowie
Cmentarz ewangelicki w Albertowie © Ziutoslaw

Pozostałości cmentarza ewangelickiego w Albertowie
Pozostałości cmentarza ewangelickiego w Albertowie © Ziutoslaw

Brama cmentarza ewangelickiego w Mikołajowie
Brama cmentarza ewangelickiego w Mikołajowie © Ziutoslaw

Cmentarz ewangelicki w Mikołajowie
Cmentarz ewangelicki w Mikołajowie © Ziutoslaw

Cmentarze ewangelickie są oczywiście pamiątką po mieszkających tu niegdyś mieszkańcach pochodzenia głównie niemieckiego. Jak wszyscy doskonale pamiętamy ze szkoły podstawowej II Rzeczpospolita była państwem wielonarodowym i wielokulturowym. Niemcy stanowili czwartą pod względem liczebności mniejszość narodową po Ukraińcach, Żydach i Białorusinach, liczącą według spisu powszechnego z 1931 roku ok. 740 tys. osób, co odpowiadało 2,3% ludności ówczesnej Polski. Dla porównania obecnie nasz kraj zamieszkuje ok. 150 tys. Niemców, co przekłada się na 0,4% ogółu społeczeństwa. Wracając do spisu z 1931 roku warto jeszcze zaznaczyć, że odsetek przedstawicieli wyznania ewangelickiego wynosił ok. 2,6%.
A teraz pora odpowiedzieć na pytanie nurtujące z pewnością każdego zbłąkanego internautę, który przypadkowo wszedł na tę stronę, nieopatrznie zaczął czytać niniejszy tekst i jakimś cudem wystarczyło mu cierpliwości, aby dotrzeć aż do tego miejsca; mianowicie - skąd właściwie wzięli się Niemcy na tych terenach? Już spieszę z odpowiedzią, której udzielę w oparciu o artykuł Małgorzaty Pakuły zamieszczony na stronie http://www.galkowek.pl. Gwałtowny wzrost osadnictwa niemieckiego w okolicach Łodzi nastąpił po II rozbiorze Polski, gdy ziemie te weszły w skład nowo utworzonej prowincji - Prus Południowych. Rząd pruski, mając na celu germanizację zagarniętych obszarów, sprzyjał osiedlaniu się na nich swoich obywateli. Koloniści przybywali tu z Prus, Śląska, Wielkopolski i Pomorza. Kierowali się chęcią poprawy swojej sytuacji materialnej. Tu mała dygresja - na jednej z niemieckojęzycznych stron internetowych poświęconej jednej ze wsi założonej przez Niemców położonej w okolicach Radomska znalazłem kiedyś informację, że do przeprowadzki skłoniła ich bieda panująca w ich rodzinnych stronach, a na ziemiach polskich znaleźli oni o wiele lepsze warunki od życia. Z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się to trudne do wyobrażenia – koniec dygresji. W ten oto sposób w łódzkim okręgu przemysłowym, o powierzchni 6500 km2 zamieszkało około 180 tys. Niemców, z czego 94 tys. osiedliło się w 54 miastach , a 83 tys. w 315 wsiach i 480 osadach. Większość z nich (85%) była wyznania ewangelickiego. I tu ciekawostka: najstarsza niemiecka wieś w tych okolicach to założona już w 1782 r. Ruda Bugaj koło Inowłodza. Łaznowska Wola powstała w roku 1803, a Albertów w 1845.
Nie tylko zaborcze władze patrzyły przychylnym okiem na niemieckie osadnictwo, polscy właściciele ziemscy również chętnie sprowadzali do swoich wsi niemieckich chłopów, doceniając ich pracowitość i nowoczesną wiedzę rolniczą. Gospodarstwa kolonistów niemieckich zwanych też „olędrami”, lub „holendrami” miały charakter czynszowy, były większe od polskich, a zobowiązania w stosunku do właściciela były mniejsze. Osadnicy mieli też zagwarantowane dziedziczne prawo do ziemi, wolność osobistą, pewien okres wolny od wszelkich zobowiązań na rzecz dworu, a także prawo wyboru sołtysa oraz założenia własnej szkoły, cmentarza i wybudowania kantoru, czyli sali modlitw. Polacy nie zawsze przyjmowali niemieckich kolonistów z otwartymi ramionami, czego przykładem może być doskonale znana nam wszystkim historia z „Chłopów” Reymonta, kiedy to mieszkańcy Lipiec przygotowali przybyszom bardzo gorące powitanie.
Na koniec tego nieco przydługiego wywodu dwa zdania na temat integracji mieszkańców obu narodowości. W całkowicie niemieckich wsiach ich mieszkańcy niechętnie uczyli się języka polskiego i asymilacja przebiegała bardzo wolno. Pozostaje mieć nadzieję, że częstsze były przypadki współdziałania obu narodowości, takie jak we wsi Gałkówek Kolonia, gdzie Niemcy i Polacy wspólnie wybudowali szkołę, później budynek OSP, a także współpracowali przy budowie szosy Gałkówek-Brzeziny. Dziękuję za uwagę.

Samolot na zachmurzonym niebie
Samolot na zachmurzonym niebie © Ziutoslaw

Parowóz Px49-1799 przed kościołem św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Koluszkach
Parowóz Px49-1799 przed kościołem św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Koluszkach © Ziutoslaw

Dzwonnica przed kościołem św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Koluszkach
Dzwonnica przed kościołem św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Koluszkach © Ziutoslaw

Parowóz
Parowóz © Ziutoslaw

Semafor
Semafor © Ziutoslaw

A teraz już naprawdę na koniec chciałbym tu zamieścić niezwykle zabawną rymowankę, którą zatytułowałem przewrotnie "Na zimę":

Gdy jest zima, niedźwiedź kima,
bo nic do roboty ni ma.

I tym optymistycznym akcentem zakończyłem kolejny sezon pełen spotkań z przygodą i przyrodą oraz wycieczek bogatych w suspens i zaskakujące zwroty akcji.